Stojąca
przy oknie kobieta spoglądała na ludzi tłoczących się
uliczkami, gdzieś w dole przed wejściem do szpitala. Z góry widziała mężczyzn przebranych w czerwone stroje, w których przechadzali się wzdłuż
ulic. W marketach roiło się od świątecznych ozdób, kolorowych choinek oraz
wesołych kolęd puszczanych z głośników. Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi
krokami.
Tymczasem
ona miała wrażenie, jakby czas stanął w miejscu, choć od wypadku Davida minęły ponad
dwa tygodnie. Razem z mężem przyjechali do Barcelony od razu, jak dowiedzieli
się o tym, że ich syn wylądował w szpitalu. Wciąż dostawali mnóstwo życzeń od
fanów, sponsorów i rzeczników prasowych. Były to miłe gesty, lecz wiedziała, że
nie one przywrócą mu zdrowie.
Cicho
westchnąwszy, zerknęła na Zaidę, która w ciszy siedziała na łóżku szpitalnym,
ściskając dłoń Davida. Niespodziewanie na twarzy dziewczynki pojawiło się
przerażenie i przeniosła swoje duże, brązowe oczy na kobietę.
– Babciu
– zawołała z przejęciem. – Babciu! – powtórzyła.
– Co
się stało, kochanie? – spytała, nie wiedząc, o co jej chodzi.
Dorita
ruszyła w stronę wnuczki, a podłoga cicho zaskrzypiała pod jej ciężarem. Spojrzała
przelotnie na twarz Davida, który w dalszym ciągu leżał nieruchomo. Widząc go w
takim stanie, nie wiedziała, co powinna zrobić. Nie chciała nawet przebywać w
tym zimnym, odpychającym budynku, ale nie mogła go zostawić, tym bardziej, że
Zaida nalegała, aby przyszła z nią do ojca.
– Tatuś
ścisnął moją dłoń. – Przeniosła wzrok na Doritę, której mina niemal zbladła. –
W dalszym ciągu to robi.
– C-Co?
Naprawdę? – spytała, jednak zanim pięciolatka zdołała cokolwiek odpowiedzieć, jego
powieki delikatnie drgnęły. Pochyliła się pośpiesznie nad mężczyzną. – David?
Słyszysz mnie? – powiedziała Dorita, po czym zwróciła się do wnuczki: – Idę po
lekarza. Zaida zostań tutaj i nie pozwól mu zasnąć!
Kilka
minut później, David rozejrzał się spod zmrużonych powiek po pokoju. Spojrzał
niepewnie na starszego mężczyznę, który stał nad jego łóżkiem. Widząc stojącą
obok niego Doritę, próbował zdobyć się na uśmiech, jednakże nawet to
przychodziło z trudnością. Tykająca aparatura doprowadzała go do szału, a
wszelkie rurki przyczepione do jego ciała uniemożliwiały swobodne poruszenie.
– Panie
Villa, czy pan mnie słyszy? – Męski głos dobiegał, jakby wycie z tunelu
wypełnionego gąbką. Po chwili w jego lewe oko wpadło światło z lekarskiej latarki.
– Proszę odpowiedzieć, czy pan mnie słyszy.
Oczywiście,
że słyszał wszystko dokładnie. Jednak miał wrażenie, jakby jego własny głos
odmówił posłuszeństwa, dlatego skinął głową.
–
Proszę podać datę urodzenia – poprosił lekarz, zerkając w kartę.
–
Trzeci grudzień tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy – odparła po chwili
oczekiwania Dorita.
– Wolałbym,
żeby to pani syn odpowiadał. – Lekarz zerknął na kobietę, dając jej do zrozumienia,
iż przeprowadzenie wywiadu, ułatwi diagnozę. – Czy pamięta pan coś z wypadku?
Piłkarz
zmarszczył nieznacznie czoło. Czy pamiętał coś z wypadku? Nawet nie miał
pojęcia, w jaki sposób znalazł się na szpitalnym łóżku z owiniętą bandażem głową
oraz nogą w gipsie. Odczuwając przeszywając ból w skroni, mimowolnie przymknął
powieki, starając się ze wszelkich sił, nie krzyknąć.
– Co z
nim, panie doktorze? Dlaczego nic nie mówi? – odezwała się Dorita, otaczając
ramieniem Zaidę, która otępiała stała przed nią.
–
Cierpliwości – zwrócił się z delikatnym uśmiechem do ciemnowłosej kobiety i
spojrzał powtórnie na piłkarza. Wiedział, że wszystko z nim w porządku,
ponieważ miał on kontakt z rzeczywistością. Zresztą, jak znaczna część
pacjentów po śpiączce farmakologicznej. – Proszę głośno odpowiedzieć, czy pamięta
pan cokolwiek z wypadku samochodowego?
– Nie –
mruknął cicho, po czym uchylił powieki, patrząc na lekarza.
– Panie
doktorze, czy on… – Dorita zakryła usta dłonią, siląc się, aby nie uronić łez.
– Stracił pamięć? – dokończyła niemal szeptem.
– Nie –
uznał, notując znów na karcie pacjenta. – Często zdarza się, że pacjenci nie
pamiętają, jak doszło do wypadku. Topografia nie wykryła urazów mózgu, więc
myślę, że za kilka dni będzie mógł opuścić szpital – powiedział. – David z
pewnością będzie potrzebował bardzo dużo odpoczynku.
–
M-Mamo – wysapał, gdy doktor opuścił na moment salę w celu zwołania lekarzy,
aby szczegółowo go przebadać. – Czy w samochodzie był ktoś poza mną?
– David
– szepnęła, otaczając palcami jego dłoń. – Była z tobą Laura – odparła, czując
w gardle gulę. Nie chciała być osobą, która przekaże mu tą straszną wiadomość,
lecz nie miała teraz wyjścia. – Ona… Ona nie przeżyła wypadku.
Poczuł się,
jakby ktoś mocno uderzył go w głowę i zabrał możliwość oddychania. Miał
wrażenie, jakby nagle wyssano całe powietrze, pokój zaczął wirować, a on nie mógł
uwierzyć w to co usłyszał. Nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.
Przed
oczami ujrzał obraz blondynki, która potrafiła cieszyć się każdą minutą życia. Zdając
sobie sprawę z faktu, iż nigdy nie ujrzy jej twarzy, przymknął powieki,
starając się opanować łzy.
Miał
wrażenie, że cała ta sytuacja miała miejsce w jego podświadomości. Dziwne
rzeczy śniły mu się od kilku tygodniu, a on za każdym razem je bagatelizował.
Zawsze była inna sceneria, dlatego nie przywiązywał do tego uwagi. A może
zwyczajnie szukał jakiegoś najprostszego wytłumaczenia?
– Ona
była chora i przez to słabsza, niż ty – powiedziała Dorita. – To nie twoja wina,
David. Wypadki się zdarzają i mam nadzieję, że facet, który w was wjechał,
nigdy nie zazna spokoju. Byliście w niewłaściwym miejscu o złej porze.
Minął
grudzień, rozpoczął się styczeń. David, którego wypisano ze szpitala w
przeddzień Wigilii, zdecydowanie szybciej odzyskiwał siły we własnym domu, niż
w szpitalnych murach. Pogrzeb Laury i rozwód pożerały resztki jego sił, lecz ciągła
obecność Zaidy i własnej matki uśmierzała smutek. Dorita postanowiła zostać na
jakiś czas w Barcelonie oraz pomóc synowi w tym jakże ciężkim okresie.
W jeden
z pochmurnych piątków, czerwony Mercedes, zatrzymał się pod starą, zniszczoną
kamienicą. David, za pomocą dwóch kul wysiadł z samochodu, zatrzaskując za sobą
drzwi od strony pasażera. Westchnąwszy, spojrzał na Doritę, ciągle siedzącą za
kierownicą. Uśmiechnął się delikatnie, po czym zerknął na wyglądającą zza dwóch
foteli Zaidę. Odwzajemniła uśmiech, a on wziął głęboki oddech i ruszył w
kierunku drzwi frontowych budynku.
Kiedy
winda zatrzymała się na jednym z piętr, skierował swoje kroki pod mieszkanie z
numerem czternaście. Zapukał raz, drugi i trzeci, lecz nikt nie otworzył.
Ściągnął usta w prostą linię, a wytężając słuch próbował wychwycić jakikolwiek
dźwięk dochodzący z wnętrza mieszkania.
– Dzień
dobry. Przepraszam. – Usłyszał za plecami głos starszej kobiety. – Czy mogę tylko
spytać, kogo pan dokładnie szuka?
– Dzień
dobry. – Odwrócił się i zobaczył stojącą w kapciach kobietę. – Ja do Maríi
Enríquez. Wie może pani, gdzie ona przebywa?
– Och –
westchnęła, szczelnie otulając się szarym, wyciągniętym swetrem. – Po śmierci
Laury strasznie się załamała. Boris, jej drugi wnuk, zabrał ją do siebie do
Londynu. Wyjechali przed Nowym Rokiem – powiedziała. – Przykro mi. Nie mam adresu,
ani nawet numeru telefonu, żeby się skontaktować.
– Dziękuję
– odparł, poprawiając kule. – Dziękuję pani bardzo. Do widzenia.
– Do
widzenia – odpowiedziała z uśmiechem siwowłosa, znikając za drzwiami swojego
mieszkania.
Villa
po chwili opuścił kamienicę, w głębi ciesząc się, że María nie pozostała sama.
Wiedział, jak Laura kochała swoją babcie, była jej ogromnie wdzięczna za wiele
rzezy i nie chciałaby, aby skończyła samotnie. Drugi z wnuków całe szczęście nie
opuścił jej, dzięki czemu David mógł odetchnąć swobodniej.
Zanim dotarł
do samochodu Dority, ostatni raz rzucił spojrzenie w okno na trzecim piętrze. Wiele
razy usłyszał, aby nie karał siebie, za to, co spotkało Laurę, ale zdawał sobie
sprawę z tego, że gdyby nie postanowiła pojechać z nim tamtego wieczora – w
dalszym ciągu żyłaby. Albo przynajmniej walczyła o przeżycie, próbując pokonać
swój nowotwór.
Odwrócił
wzrok. Wiedział, że nie mógł wiecznie rozpamiętywać przeszłości. Laura tego by nie
chciała. W dalszym ciągu miał dla kogo żyć. Napotykając duże, brązowe oczy
Zaidy, uśmiechnął się czule.
Musiał
teraz walczyć o lepszą przyszłość. O
przyszłość swoją i Zaidy.
KONIEC